Nowa rzeczywistość ukraińskich obywateli. Jak wygląda życie "zwykłych" ludzi?

Wycie syren, panika i strach przed kolejnym ruchem ze strony Rosji. Jak zmieniło się życie obywateli w obliczu bieżących wydarzeń na Ukrainie? Na drogach wyjazdowych - korki, kolejki przy bankomatach i niedziałające stacje kolejowe - gdzie szukać schronienia? Część mieszkańców opuszcza swoje domy.

Korki, kolejki do bankomatów i poszukiwanie schronienia

Atak Rosji na Ukrainę obejmuje coraz to kolejne miasta. Obywatele szukają schronienia i ewakuują się m.in. z Kijowa, ale także Odessy, Mariupolu, Charkowa, Lwowa, Łucka czy Iwano-Frankiwska. Jednostki mogą udać się do schronów, do których drogę oznaczono czerwonymi strzałkami namalowanymi na budynkach. Na drogach wyjazdowych ze stolicy kraju tworzą się korki. Obywatele opuszczają swoje domy, chcą wypłacić pieniądze, zaopatrzyć się w leki. Kolejki powstają więc nie tylko na samych autostradach, ale także wewnątrz miast, przy aptekach czy bankomatach. Ludzie masowo kupują bilety kolejowe. Mateusz Chłystun, reporter RMF FM, relacjonuje, że są oni jednak "odsyłani spod drzwi". „Możecie iść kupować bilety, ale potem będziecie je zwracać. Pociągi nie jeżdżą. Szukajcie alternatywy” - przytacza słowa pracownika kolei dziennikarz. 

Niektórzy mieszkańcy Ukrainy zbierają się w grupy, modlą się, inni czekają w podziemnych stacjach kijowskiego metra. Towarzyszą im bliscy, zwierzęta domowe. W centrum pustki, gdzieniegdzie przechadzają się osoby, które do pracy muszą iść ze względu na funkcjonowanie krytycznej infrastruktury. Jak czytamy na stronie polskiego Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, są to, "według ustawy o zarządzaniu kryzysowym, systemy oraz wchodzące w ich skład powiązane ze sobą funkcjonalnie obiekty, w tym obiekty budowlane, urządzenia, instalacje, usługi kluczowe dla bezpieczeństwa państwa i jego obywateli oraz służące zapewnieniu sprawnego funkcjonowania administracji publicznej, a także instytucji i przedsiębiorców".

"Wszyscy siedzimy w domach. Boimy się"

Ilona Szubina, Polka mieszkająca na co dzień w Charkowie, tłumaczy w rozmowie z RMF FM, że „w mieście jest panika. Rosyjskie rakiety spadają w pobliżu domów mieszkalnych". Relacjonuje, iż przed sklepami ustawiają się kolejki, a w mieście brakuje wody. Problemy pojawiają się także w zakresie dostępu do Internetu. Zaznacza, że sieć zanika: "Czasami jest, czasami nie ma".

Wszyscy siedzimy w domach. Boimy się. Jest panika, ja tak myślę, że to właśnie  było potrzebne Putinowi, żeby była panika. Rakiety trafiają nie tylko w lotniska i bazy wojskowe ale także w części gdzie mieszkają ludzie. Widziałam z okna rakietę, ale przechwyciły ją Systemy Obrony przeciwlotniczej, dlatego dziękuję ukraińskiej armii – dodaje.

Źródło: tvn24.pl / Renata Gaweł, Krzysztof Zasada/RMF24 / CNN

Oceń ten artykuł 0 1