Paulina Pszech oszpeciła klientkę zabiegiem? Dwie strony medalu

Mimo udziału w "Top Model" niektóre modelki nie znajdują swojego miejsca w show-biznesie. Wiele z nich rezygnuje z tej ścieżki kariery, by pójść w innym kierunku. Tak było w przypadku Pauliny Pszech, która wzięła udział w 1. edycji programu dla modelek. 27-latka otworzyła swój gabinet medycyny estetycznej. Niestety, brak odpowiedniego wykształcenia doprowadził do tragicznego w skutkach wypadku. Jedna z klientek po źle wykonanym zabiegu musi teraz poddać się długiemu, bolesnemu i kosztownemu leczeniu.

 

Moda na poprawianie urody zatacza coraz szersze kręgi, stając się już niemal czymś normalnym wśród wielu ludzi. Kobiety, które mają kompleksy bądź chcą walczyć z oznakami starzenia się, udają się do gabinetów kosmetycznych, by poprawić to i owo. Do wyboru mają oferty coraz większej ilości lokali, które obecnie wyrastają jak grzyby po deszczu. Niestety, nie wszystkie oferują profesjonalnie wykonane usługi. Przekonała się o tym pewna z internautek, która zdecydowała usunąć zmarszczki w gabinecie prowadzonym przez Paulinę Pszech.

Cena a jakość

Znane nazwisko nie zawsze oznacza dobrą jakość. Zwłaszcza jeśli osobę kojarzymy z całkiem innej dziedziny. Z pewnością po tych wydarzeniach do takich osobistości można zaliczyć Paulinę Pszech, która z modelki chciała się stać specjalistą medycyny estetycznej. Uczestniczka "Top Model", która otworzyła salon urody w centrum Warszawy, nie ma wykształcenia w dziedzinie kosmetologii bądź medycyny. Mimo to zdecydowała się na wprowadzenie usług ingerujących w ciało. Skorzystała z nich jedna z internautek, która prędko pożałowała swojej decyzji. Kobieta zamiast wygładzonych lwich zmarszczek doczekała się rozległej martwicy. To wynik nieudolnego ostrzyknięcia kwasem hialuronowym. Internautka postanowiła ostrzec potencjalne klientki przed niekompetentnym gabinetem i pokazała oszpecone czoło.

"Pani, która wyrządziła mi krzywdę, zablokowała dodawanie komentarzy na swojej stronie po tym, jak mnie urządziła! Śmieje się, żebym oddała sprawę do sadu i czekała 5 lat. Sama 2.08 jedzie na urlop... Jest mi bardzo przykro, że jedzie pani na urlop po tak przykrej sytuacji jak oszpecenie mi buzi. Mnie czeka długie i bolesne leczenie. W związku z brakiem pani reakcji na pismo od mojego adwokata sprawa swój finał znajdzie w sądzie" – napisała zrozpaczona klientka na Facebooku.

Oprócz tego, na instagramowym profilu "prawda___" pojawił się wpis, w którym widoczna jest powstała w wyniku źle wykonanego zabiegu martwica na czole kobiety. Wśród zdjęć są też screeny z rozmowy koleżanki z poszkodowaną, która wyjawiła, że jest to wynik zapchania kwasem hialuronowym żyły bądź tętnicy. Leczenie szpetnego dzieła Pszech, która niepokojącą zmianę na skórze klientki bagatelizowała, ma wynieść internautkę 40 tys. złotych. Kobieta bowiem konsultowała z wykonawczynią zabiegu pojawiającą się martwicę. Od byłej modelki usłyszała, że ma zażywać ibuprom i "nie panikować" z powodu "krwiaka".

Odpowiedź "specjalistki"

Źle wykonany zabieg, którym w sieci podzieliła się poszkodowana, to antyreklama dla działalności Pauliny Pszech. Domorosła specjalistka postanowiła więc bronić swojego interesu, strasząc sądem każdego, kto odważy się rozpowszechniać zniesławiające ją informacje. Na profilu jej usług pojawił się post z ostrzeżeniem:

"Uprzejmie proszę o zaniechanie naruszeń w postaci rozpowszechniania zniesławiających mnie informacji z uwagi na toczące się postępowanie w tym zakresie. Rozpowszechnianie, udostępnianie lub w inny sposób szkodzenie wizerunkowi Pauliny Pszech lub jej przedsiębiorstwu będzie niezwłocznie, każdorazowo zgłaszane".

Dwie strony medalu

Afera wokół nieudanego zabiegu wykonanego przez Paulinę Pszech nabiera coraz większego rozpędu. Pudelek bowiem otrzymał informacje, które przedstawiają historię poszkodowanej klientki w całkiem innym świetle. Kobieta miała być bowiem dobrą koleżanką byłej modelki.

"Przecież Marta (poszkodowana) doskonale zna Paulę! To są koleżanki! I to nie od roku czy dwóch, tylko kilku lat - czytamy. Dzień po zabiegu operowana zadzwoniła do Pauli z płaczem, że ją czoło boli, że nabrzmiało. To normalna reakcja notabene, opuchlizna trwa różnie zależy od człowieka. To zdjęcie nie jest efektem zabiegu, tylko poprawek innych fachowców, z usług których Marta W. korzystała" – twierdzi informator portalu.

Na tym jednak nie koniec! Jeśli wierzyć doniesieniom osoby, która skontaktowała się z Pudelkiem, Pszech chciała pomóc poszkodowanej i doradzała jej udanie się do kliniki dermatologicznej. Miała też zapewniać, że jeśli "normalne leczenie nie przyniesie efektu, to opłaci jej profesjonalną operację plastyczną":

"Paula podczas rozmowy powiedziała Marcie, że powinny pojechać do kliniki dermatologicznej, aby jej podano środek niwelujący działanie kwasu. (...) Tamta się nie zgodziła i poszła do zwykłego szpitala. Marta zadzwoniła w końcu do Pauli i wykrzyczała, że ją oszpeciła, że ją zniszczyła i takie tam. Paulina powiedziała, że chętnie jej pomoże, w końcu to jej przyjaciółka, że jeśli normalne leczenie nie przyniesie efektu, to opłaci jej profesjonalną operację plastyczną, ale nie zadziałało to na wyobraźnie Martusi i od swojej oprawczyni żądała 150 tysięcy złotych zadośćuczynienia".

Klientka miała też być sobie winna, bowiem mimo że jest alergiczką, wybrała się na zabieg, który źle zniosła. Wpływ na gojenie się czoła po ostrzyknięciu go kwasem hialuronowym miał mieć tryb życia prowadzony przez samą poszkodowaną.

Pudelek postanowił też posłuchać, co w tej sprawie ma do powiedzenia Paulina Pszech, która przeprowadzała zabieg. Uczestniczka "Top Model" miała opisać cały konflikt i sugerować, że martwica nie jest jej dziełem, a innego partacza, do którego klientka udała się po zabiegu u Pszech.

Szok...

A post shared by @ prawda___ on

Oceń ten artykuł 0 0